top of page

Jednorazowi

Opowiadanie opublikowane w 5 numerze Okowykolu Okularnego, dodatku do Protokołu Kulturalnego /ISSN 1506-1883 Poznań 2011/

Nie znoszę podróży. Zawsze miałem pecha z pociągami, teraz też. Buty mi przemokły i palić mi się chce, a jazda zdaje się przedłużać w nieskończoność. Byle do Warszawy.
Za mało czasu na przesiadkę. Zdążę tylko przebiec przez cały dworzec, ledwie tylko rzucę okiem na tablicę odjazdów. Piąty peron. Gdzie, do diabła, jest piąty peron?
Powinno być więcej czasu na przesiadkę. Mógłbym wtedy zapalić. Siedzę w zdeklasowanej pierwszej klasie – dobre sobie. Pierwszą klasę może to było dwadzieścia lat temu. I ogrzewanie szwankuje.
Coraz więcej ludzi gramoli się do pociągu. A narzekają, że drogo, że niski standard. Pociąg wypchany po brzegi, dobrze, że mam miejsce siedzące.
Naprzeciwko mnie siedzi całkiem Niezła Babka. Koło trzydziestki, wymalowana. Żuje gumę i udaje, że nie widzi mojego wzroku w szybie. Odbijamy się od szyby. Pociąg rusza.
Nie umiem zagadywać do kobiet. Jeśli zacznę narzekać na przemoczone stopy i kiepskie ogrzewanie, wyjdę na zrzędę. Jak powiem, że mi się kurewsko chce palić, wyjdę na żula. Mam piwo w plecaku. Otworzę je, to tylko się pogrążę.
Obok niezłej babki siedzi Młody Koleś. Ma słuchawki na uszach i słucha jakiegoś techno tak głośno, że pewnie ludzie z przedziału obok słyszą. Mam ochotę nim wstrząsnąć i wykrzyczeć, że nie każdy ma ochotę słuchać tego gówna. Przebiegam po nim wzrokiem. Wylansowany typ. Włosy na medal, artystyczny nieład. Ja taki nigdy nie byłem. Białe adidasy. Nienawidzę białych adidasów.
Przy korytarzu siedzi Dziadek. Zaraz po tym, jak wsiadł, wyjął z torby kanapki, termos z herbatą i mandarynki. Na przeciwko niego siedzi Babcia, pewnie żona. Dziadek podaje Babci kanapki. Wiadomo, mężczyzna choćby miał z głodu paść, w podróży nie zje. Babcia otwiera reklamówkę, wyciąga kanapkę zawiniętą w papier śniadaniowy. Zanim zjada, składa papier w cztery. Chowa do torebki. W całym przedziale zaczyna śmierdzieć kiełbasą.
Pociąg wolno posuwa się do przodu. Niebawem Sochaczew. Zastanawiam się, gdzie mam oczy podziać. Nie jestem inteligentem, książek nie czytam. A że ciemno na zewnątrz, nie ma na co patrzeć. Gapię się na Niezłą Babkę.
Między mną a Babcią siada Gruba Baba. Czuję dotyk jej ud. Próbuję się zmniejszyć na siedzeniu, ale nie potrafię siedzieć ze złączonymi kolanami. Siedzę jak facet, w rozkroku. Grubej Babie jakoś to nie przeszkadza. Sapie, ściągając płaszcz. Podnosi się i ciężko wzdycha. Wiesza płaszcz na wieszaku między nami. Płaszcz opiera się o moje ramię.
- Nie przeszkadza panu? – mówi Gruba Baba z ogromnym uśmiechem.
- Nie – mówię, odpędzając od siebie chęć odsunięcia kawału materiału drażniącego mój policzek. Gruba Baba uśmiecha się i siada ciężko, mam wrażenie, że z satysfakcją.
W pewnym momencie dzwoni telefon. Irytujący dźwięk zagłusza techno Młodego. W pewnej chwili Niezła Babka zaczyna grzebać w torebce. Nie może znaleźć telefonu i wyciąga wszystko na kolana. Nie rozumiem, na cholerę kobietom tyle pierdół w torebce. Po podłodze toczy się zapasowy tampon, Niezła Babka macha ręką, niby, że z zażenowaniem. Nie podnosi tamponu. Odbiera telefon. Czar pryska.
Podczas gdy jazgotliwy głos Już Nie Niezłej Babki synchronizuje się z techno z słuchawek, wstaję. Nie dam rady. Przepraszam Grubą Babę i Babcię, nieporadnie przeciskam się między ich kolanami do wyjścia. Dziadek rzuca mi spojrzenie mówiące „stary, wiem, co czujesz”.
Na korytarzu stoi parę osób. Niektórzy słuchają muzyki z empetrójek, inni gapią się tępo w nicość za oknem. Przechodzę obok nich, kibla szukam.
Nie dziwi mnie to, że nawet w pociągu jest kolejka do kibla. W kolejce same baby. Gadają. Stoję chwilę, też się przez okno gapię. Po pięciu minutach jedna z babek mówi:
- Proszę pana, ale toaleta wolna! My sobie tak tylko rozmawiamy. Proszę, proszę – i przepuszcza mnie do wolnego kibla. Uśmiecha się jak śmierć, taka chuda, pomarszczona. Malowane czarne włosy i nadmiar tuszu do rzęs. Trochę się rozmazała. Jej koleżanka odprowadza mnie wzrokiem, czuję, jak gapi się na mój tyłek.
Zamykam drzwi i dwukrotnie sprawdzam, czy zamek działa. Otwieram okno. Zaczyna piździć, ale wolę nie ryzykować, że ktoś, kto wejdzie po mnie, wyczuje dym i poleci na skargę do konduktora. Odpalam fajkę. Odpływam.
Po trzech bachach słyszę łomotanie do drzwi. Ktoś ciągnie za klamkę.
- Moment, zajęte – krzyczę, dalej paląc.
- Ale ja przepraszam, ja potrzebuję wejść, tamta toaleta nieczynna i zamknięte drzwi, a moja córcia źle się czuje, proszę otworzyć! – krzyczy jakaś kobieta za drzwiami, a w tle słychać głos dziecka. Moja cierpliwość się kończy. Wyrzucam peta do kibla, zamykam okno, otwieram drzwi. Za drzwiami stoi babka i trzyma za rękę małą dziewczynkę z obrzyganymi butami.
- No chyba pan tu nie palił! – burczy baba, przeciskając się koło mnie – no chodź, kochanie, tutaj możesz zwymiotować.
Nie oglądam tej sceny. Wracam do przedziału.
Już Nie Niezła Babka dalej jazgocze przez słuchawkę, Młody dalej słucha techno. Dziadek drzemie, Babcia rozwiązuje krzyżówkę. Gruba Baba udaje, że śpi.
Przeciskam się koło nich i znowu w myślach klnę. Dlaczego nie usiadłem przy drzwiach? Dlaczego, do cholery, nie pojechałem autobusem?
Siadam i próbuję nie dotykać ud Grubej Baby. Jazgot Już Nie Niezłej Babki wierci mi dziurę w głowie.
- Nie no, słuchaj, Jolcia, ona wcale nie miała ochoty na ten wyjazd, ale pojechała. Zresztą dostała za delegację i wiesz, fajnie w sumie, bo mogła coś zobaczyć, choć ona i tak wiesz, hehe, nie patrzyła na nic, hehe, poza Stefanem. Rozumiesz? Nie wiesz? No coś ty, Jolcia, na ja-kim-ty-świe-cie-ży-jesz? Hehehe. Ko-cha-na, ko-cha-na! Przecież Stefan to ten prezes od tej, no, tej korporacji co byłaś na tym spotkaniu, tym w lutym... – wyłączam się. To nie ma moje nerwy.
Dziadek zaczyna pochrapywać. Babcia podnosi głowę i rozgląda się po przedziale. Napotyka mój wzrok.
- O, proszę pana, proszę pana, może pan będzie wiedział, pan młody. Hasło imię bohatera filmu m...a...tr...i...iks... hm, nie słyszałam o takim filmie, matriks. Na trzy litery – podnosi głowę i wpatruje się we mnie zmarszczonymi oczami.
- Neo. – mówię, odwracając się do okna.
- Jak? – Babcia chyba ma problem ze słuchem, choć nic dziwnego, skoro techno Młodego wraz z jazgotem Już Nie Niezłej Babki stworzyły niezłe trio z piszczącym pociągiem.
- Neo. N jak noga, e jak ewa, o jak oko – krzyczę. Gruba Baba się budzi i patrzy na mnie ze wstrętem.
- Sorry, Jolcia, tu pasażer coś krzyczy, ja cię nie słyszę, powtórz!
Nienawidzę podróżować.











bottom of page